niedziela, 8 maja 2016

Rozdział 6

Nie próbuje ze mną dyskutować i wychodzi z samochodu z głupawym uśmieszkiem. Przesiadam się na tylne siedzenia. Wyciągam ubrania z torby, ściągam tę przeklętą kieckę i zakładam zwykłe ciuchy. Od razu czuję ulgę, wreszcie mogąc oddychać. Zerkam na Jaydena chcąc sprawdzić czy nie podgląda. Oczywiście stoi przed przednią szybą i z bezczelnym uśmiechem patrzy wprost na mnie. Spanikowana zakładam koszulkę w rekordowym tempie. Równie szybko wkładam czarne spodenki, a chłopakowi pokazuję środkowy palec. Śmieje się ze mnie i wsiada na miejsce kierowcy.
 - Jesteś idiotą! - wrzeszczę na niego przechodząc między fotelami na siedzenie obok niego.
 - Byłbym idiotą gdybym przepuścił taką okazję. Poza tym myślałem, że ten pokaz również przeznaczony był dla mnie, jak ten w parku. - wciąż się śmieje, a ja jeszcze bardziej czerwienieję.
 - Jesteś okropnym, zakochanym w sobie dupkiem!
 - Nigdy nie mówiłem, że jest inaczej.
   Przez kolejne kilka minut milczymy. Ja - zbyt zła aby otworzyć usta i nie zacząć wrzeszczeć, on - zbyt zajęty śmianiem się ze mnie. Przeraża mnie myśl, że teraz mogę być czerwona jak moja matka, kiedy się złości.
Nagle zdaję sobie sprawę, że nie mam pojęcia gdzie jedziemy.
 - Dokąd jedziemy? - pytam patrząc w szybę, nie chcąc odwracać się w jego stronę.
 - Na imprezę. - ucina.
 - Do Michaela? - dopytuję bardziej zniecierpliwiona.
 - Nie.
 - Od kiedy jesteś taki oszczędny w słowach? - drwię. Zerka na mnie pospiesznie. Przez chwilę czekam na jakąś błyskotliwą odpowiedź, ale on milczy. Rezygnuję z dalszych pytań i ponownie spoglądam za okno. Jest już ciemno. Ulice oświetlają słabe lampy i neonowe billboardy. Po zaniedbanych budynkach pokrytych graffiti, pustych ulicach i nielicznych grupkach mężczyzn w skórach i dresach, wnioskuję, że jesteśmy w tej samej dzielnicy, w której mieści się dom Michaela.
 - Przepraszam. - wzdycha w końcu. Gwałtownie odwracam głowę w jego stronę.
 - Co? - słyszałam co powiedział. Mimo to nie potrafię zrozumieć sensu tych słów. Wpatruję się w jego profil, a on, wyraźnie zażenowany, unika mojego wzroku.
 - Przepraszam za to, że na ciebie naskoczyłem, wtedy u Michaela, w drodze do sklepu, pod twoim...
 - Nie ma sprawy. - przerywam mu wiercąc się na swoim siedzeniu - To nie twoja wina.
 - Oczywiście, że moja. Na początku powinienem dać ci się wytłumaczyć. A potem nawet nie spróbowałem uwierzyć... - mówi kręcąc głową ze złością.
 - Na prawdę nie ma o czym mówić.  - zapewniam go. Owszem, zachował się wtedy jak ostatni idiota, ale doceniam to, że próbował wszystko naprawić przychodząc pod mój dom. Potem i tak spieprzył, ale hej, siedzę z nim w samochodzie, jest Bóg jeden wie która godzina i jedziemy nie wiadomo dokąd. To świadczy o tym, że w jakiś sposób ufam temu chłopakowi. Może to i błąd, lecz w jego towarzystwie czuję spokój. To rzadkie i przyjemne uczucie w moim życiu.
   W końcu zatrzymuje się przed klubem. Wysiadam z auta i po chwili idę za Jayem w stronę wejścia. Chłopak wita się z wysokim, łysym bramkarzem i wchodzi do środka. Ludzie w kolejce jęczą widząc nas wchodzących za dramo i bez czekania. Chwilę zastanawiam się, jak często Jayden tu gości, jednak po chwili moje myśli zostają zagłuszone przez muzykę. Cały tłum tańczy, cóż bardziej skacze, na parkiecie. Nie ma między nimi zbyt wiele miejsca aby przejść. Jay swobodnym krokiem manewruje między ciałami, zostawiając mnie, kulącą się i próbującą uniknąć uderzenia w twarz, daleko za sobą. W końcu jednak zauważa, że nie idę za nim i wraca po mnie. Dzięki Bogu. Chwyta mnie za nadgarstek i ciągnie za sobą w stronę baru. Zajmuje miejsce na stołku barowym, a ja siadam obok. W końcu mogę odetchnąć z ulgą.
 - Co chcesz? - podskakuję na dźwięk głosu Jaydena tuż obok mojego ucha. Gdy odwracam twarz w jego stronę, ten już siedzi na swoim miejscu i patrzy na mnie z uśmieszkiem.
 - Wodę. - odpowiadam całkiem poważnie. Nie zamierzam pić. Mam dopiero 17 lat i nie mogę jeszcze legalnie pić.
 - Żartujesz? Wymykasz się z domu aby iść na imprezę z ludźmi, których ledwie znasz, a teraz jesteś tu ze mną po ponownej ucieczce, a nie chcesz wypić jednego drinka? - nabija się ze mnie.
  W sumie mogła bym wypić jednego. Nikt i tak tego nie zauważy. Rodzice najprawdopodobniej zostaną w tym hotelu po bankiecie i nic nie zauważą. Z drugiej strony, nigdy nie piłam alkoholu i myślę, że ten jeden drink mógłby namieszać mi w głowie.
 - Nie myśl tyle, nie musisz aż tak wszystkiego analizować. Po prostu wyluzuj.
Ma rację za dużo o tym myślę. Jestem już prawie dorosła i rok w tę czy w tamtą nie powinien robić różnicy.
 - Okej, ale tylko jednego. - mówię całkowicie poważnie i uśmiecham się lekko. Żołądek lekko mi się ściska na myśl, że znów robię coś całkowicie zakazanego z chłopakiem, przed którym dziewczyny z  mojej szkoły wiałyby z piskiem przerażenia.
  Chłopak uśmiecha się szeroko i zamawia dwa drinki. Już po chwili barman podstawia jeden pod mój nos. Przez chwilę patrzę na napój podejrzliwie. Jest brązowy i pachnie colą.
 - Nie wąchaj, po prostu pij.  - przez chwilę patrzę jak on upija duży łyk swojego napoju. W końcu robię to samo.
 - To jest genialne! - natychmiast biorę kolejnego łyka i rozkoszuję się przyjemnym pieczeniem w gardle i słodkim posmakiem coli w ustach.
 - Woah, nie tak szybko  - brązowooki śmieje się i lekko odsuwa mój kubek od moich ust. Czerwienię się lekko zażenowana. Patrzę jak Jayden znów upija swojego drinka, niemal go kończąc i coś klika mi w głowie.
 - Przecież ty prowadzisz! - moje oczy rozszerzają się w przerażeniu. Jak on ma zamiar odwieźć mnie do domu, będąc pod wpływem alkoholu?
 - Spokojnie księżniczko, nie będę pił dużo. - zaśmiał się.
 - To wcale mnie nie uspokoiło. A co jeśli złapie cię policja? O mój Boże wylądujemy w więzieniu!
 - Więc się przejdziemy. - na jego twarzy pojawił się głupi uśmieszek.
Ne mam zamiaru wracać piechotą stąd aż do mojego domu, gdy jest ciemno i tak daleko. Wizja obskurnego metra, pełnego podejrzanych ludzi też nie napawa mnie optymizmem.
Jestem w głębokim...
 - Chodź zatańczyć. - wewnętrzną panikę przerywa mi mój towarzysz, stojący z nowymi drinkami w obu rękach. Nie zorientowałam się nawet, kiedy skończyłam swój. Bez namysłu biorę od niego jeden i niemal natychmiast wypijam połowę. W głowie mi zaszumiało gdy wstałam z miejsca.
 - Nie potrafię. - mówię tak aby tylko on mógł to usłyszeć.
 - Oczywiście że umiesz. Każdy potrafi tańczyć.
 - Ale nie ja.
   Zanim zdążam zaprotestować on już ciągnie mnie na parkiet. Wojną ręką oplata moją talię i przyciąga do siebie. Nieco spięta i zawstydzona bliskością naszych ciał, odwracam głowę. On jednak ma inne plany, dopija swój napój i rzuca kubek na podłogę. Teraz już wolną prawą ręką delikatnie chwyta mój podbródek i kieruje moją twarz w stronę swojej. Potem układa ją na moim krzyżu i przyciąga mnie jeszcze bliżej. Nasze klatki stykają się ze sobą i nawet na pierwszy rzut oka widać jak różnią się nasze oddechy. On jest spokojny oddycha miarowo, a ja wyglądam jakbym dostała ataku paniki, albo właśnie przebiegła maraton. W końcu pod wpływem lekkiego kołysania, trochę się uspokajam i zaczynam bujać się w rytm muzyki razem z nim. Jay delikatnie chwyta za moje biodra i porusza nimi tak, że zataczają koła. Gdy dopijam drinka w końcu czuję się na tyle wyluzowana, by swobodnie poruszać się w rytm muzyki. W przypływie nagłej odwagi odwracam się do niego plecami, a on niemal od razu przyciąga mnie do siebie.

***

 - Pij! Pij! Pij! - tłum ludzi wokół krzyczy dopingując mnie. Siedzę na barze, a obok stoi beczka z piwem. Trzymam w dłoni rurkę przyczepioną do zaworu i próbuję jak najszybciej wypić tyle, ile dam radę. Jayden zniknął gdzieś jakieś dwie godziny wstecz. Znalazłam sobie miłego kolegę do picia, który teraz urządzał sobie ze mną zawody. Piwo spływa mi po brodzie i czuję już, że mój podkoszulek jest cały mokry. Ale kto by się tym teraz przejmował, skoro mam zawody do wygrania. Przegrany stawia kolejkę, a ja mam ochotę na darmowego drinka. Już po chwili chłopak wypluwa napój i pasuje. Ludzie zaczynają wiwatować i bić mi brawo. Uśmiecham się szeroko i przestaję pić. Mój znajomy z pijackim uśmiechem kupuje dla mnie wódkę z colą. Z ochotą wypijam go niemal na raz, chcąc zabić w ustach smak piwa.
 - Teraz musisz wypić ze mną tequile. - mówi mi do ucha, a ja kiwam głową. Jeżeli ma to być tak dobre jak to, co piłam do tej pory, to jestem więcej niż chętna. Barman patrząc na mnie dziwnie zmartwionym wzrokiem, stawia przed nami talerzyk z solą i cytryną oraz dwa kieliszki wódki.
 - Co mam z tym zrobić? - bełkoczę już całkowicie pijana.
 - Pokażę ci. - wysypuje trochę soli na swój nadgarstek. Drugą ręką odchyla mi głowę w bok i wyciska sok z cytryny na moją szyję. Chichoczę kiedy spływający sok mnie łaskocze. Chłopak bierze do ręki kieliszek i bardzo szybko liże sól z nadgarstka, wypija wódkę i językiem, już w wolniejszym tempie, zlizuje sok z mojej szyi.
 - Twoja kolej. - mówi mi do ucha. Robię to samo co on, sypiąc sól na swój nadgarstek, ale kawałek cytryny umieszczam w jego ustach na co się uśmiecha. Powtarzam jego ruchy, gdy docieram do owocu ten, przyciąga mnie do siebie, pozbywa się żółtej skórki i mnie całuje. Odwzajemniam pocałunek zbyt oszołomiona aby się oderwać. Kręci mi się w głowie. Usta ma miękkie, gorące, smakuje piwem i solą.  Nie trwa to jednak zbyt długo, bo chłopak zostaje odciągnięty ode mnie. Otwieram szeroko oczy w zdumieniu.
 - Co do cholery? - drę się widząc Jaya pochylającego się nad skołowanym chłopakiem.  - Jayden zostaw go! - Chwytam go za koszulkę i z trudem odciągam od leżącego blondyna. Szatyn odwraca się w moją stronę, jego klatka piersiowa unosi się i opada w szaleńczym tempie. Twarz wykrzywioną ma w grymasie gniewu.
 - Ten idiota dosypał ci czegoś do wódki! - grzmi.
Patrzę zszokowana na chłopaka, który otrząsnął się i teraz nie wydaje się już taki miły.
 - Skąd to możesz wiedzieć prze-ecież cię tutaj nie było - mówię z wyrzutem. Jeśli myśli, że może sobie znikać i zostawiać mnie tutaj samą, a potem bić ludzi, których poznałam, to się grubo myli.
 - Gary dał mi znać! - wskazuje na barmana. Nie mogę myśleć, głowa mnie boli.
 - T-ty jak mogłeś? - mówię w stronę blondyna. Chwieję się na nogach. - Byłeś moim przyjacielem, dlaczego to zrobiłeś? Mój przyjacielu... - Tracę ostrość widzenia, postacie stają się niewyraźne, nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Czuję jak wpadam w czyjeś ramiona, zanim ogarnia mnie ciemność.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostawiając komentarz bardzo mnie motywujesz :3