wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 5

    Nie mogę powstrzymać rumieńców. Moja siostra potrafi zrobić aferę właściwie o nic. Jest mi wstyd przed tymi wszystkimi ludźmi, którzy widzieli całe to upokarzające zajście. Nienawidzę jej jeszcze bardziej, za każdym razem, gdy odstawi podobny numer mam ochotę ją uderzyć. Niewiarygodne, że groziła mi moim wykształceniem! Moją przyszłością! To o wiele za daleko, nawet jak na taką sukę jak ona. Najbardziej denerwuje mnie fakt, iż Jayden widział jak Bella mną pomiata. Widział, jak traktują mnie moi najbliżsi, pewnie pomyślał sobie, że i on będzie mógł się tak zachowywać i nic mu nie powiem. Błąd, otóż z nim mogę walczyć, bo nie ma nic, czego mógłby użyć przeciwko mnie.
 Staram się nie patrzeć w jego stronę gdy się do mnie zbliża. Zatrzymuje się tuż przede mną, jednak nic nie mówi. Głowę mam zwróconą w drugą stronę, by nie widział moich załzawionych oczu i czerwonej twarzy. Teraz zacznie się ze mnie nabijać, że jestem słaba i naiwna. Jak to łatwo jest mnie zastraszyć, że nie potrafię jej odpyskować.
 - No, dalej wyśmiej mnie, powiedz jakim to popychadłem jestem. Nie trać czasu. - w końcu odważyłam się odezwać pierwsza, a mój głos jest cichy i drżący. Podnoszę na niego wzrok. Jest zaskoczony, brwi ma uniesione w górę, a usta co chwilę otwierają się i zamykają jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Współczującym wzrokiem błądzi po mojej czerwonej, zapłakanej twarzy. Czuję, że lada chwila się rozkleję. Trzęsę się targana kilkoma uczuciami na raz. 
Złość. Wstyd. Bezradność. 
Jego twarz staje się łagodniejsza. A potem robi coś, czego nigdy bym się po nim nie spodziewała. 
Dłońmi delikatnie oplata moją twarz, a kciukami ściera łzy z policzka. Nie mówi nic. Jego karmelowe oczy wpatrują się w moje. Po czym mnie przytula. Tak po prostu, bez  słowa. Nie wiem co robić, czuję się skołowana i upokorzona, a jego ramiona wydają się być barierą chroniącą mnie przed jakimikolwiek złymi uczuciami. Mam wrażenie, jakby jego dotyk miał moc kojenia. Niepewnie wtulam się w jego szeroką klatkę piersiową i pozwalam dać upust emocjom wzbierającym we mnie już od jakiegoś czasu. W tej chwili nie ma znaczenia, że być może robi to po to by zaraz się ze mnie nabijać. Nie obchodzi mnie, że za moment zwyzywa mnie i po raz kolejny pokaże swoją nienawiść do mnie. Mam to gdzieś. Teraz liczy się dla mnie spokój i cisza, niesione przez tego idiotę. Jak na ironię, to z nim kłócę się od samego początku, to przez niego mam ochotę wrzeszczeć. A jednak, z niewyjaśnionych powodów, on mnie uspokaja, wycisza. 
Po kilku chwilach odrywam się od jego pachnącego ciała. Ocieram szybko łzy z twarzy i spuszczam wzrok szykując się na porcję obelg. 
 - Twoja siostra mówisz? - unoszę wzrok i nie wierzę własnym oczom. Jayden zawstydzony? Czy ja trafiłam do jakiegoś show? Może zza któregoś drzewa wyjdzie koleś z kamerą mówiący, że zostałam wkręcona? Nic takiego się jednak nie dzieje. Policzki ma lekko zaróżowione co dodaje mu uroku. Nie za bardzo wiem co mam powiedzieć. Nigdy nikomu nie zwierzałam się ze swoich rodzinnych relacji. Co miałabym powiedzieć? Moi rodzice żałują, że się urodziłam, mają mnie za totalne zero, a siostra podkręca ich nienawiść do mnie? Brzmi to żałośnie. Zamiast tego odbijam piłeczkę.
 - Śledzisz mnie? - mówię już znacznie pewniej.
 - Nie, po prostu tędy przechodziłem. - wzrusza ramionami jak gdyby nigdy nic.
 - Wiem, że mnie obserwowałeś. - niemal chichoczę. Oficjalnie: zawstydzanie Jaya jest jak dotąd moim ulubionym zajęciem.
 - Codziennie wypinasz się tak do wszystkich kolesi? Czy był to pokaz specjalnie dla mnie? - okej, nie powiem, zabolało, ale to lepsze niż mieszanie się i wypytywanie o moje sprawy prywatne. 
 - Och, nie ważne - słyszę jego lekki chichot. Splatam ręce i odwracam uniesioną głowę, co sprawia, ze on wybucha głośniejszym śmiechem. Po chwili do niego dołączam, bo wiem, że wyglądam idiotycznie - jak mała dziewczynka, która nie dostała cukierka. 
 - Chcesz napić się kawy czy coś? - pyta nieśmiało. Znów chichoczę. Po prostu nie mogę się powstrzymać gdy widzę jaki jest nieśmiały. Kto by pomyślał? - Zamknij się - warczy.
 - Bardzo chętnie - odpowiadam. Idziemy w milczeniu do małej kawiarni obok parku. Jest to niewielkie i przytulne miejsce, w którym bywam dosyć często. Zawsze pachnie tutaj świeżą kawą i piernikami. Zajmujemy stolik przy oknie i przeglądamy menu w milczeniu. Gdy kelner odbiera nasze zamówienia Jayden w końcu przerywa milczenie.
 - Wyglądałaś jakbyś miała ochotę uderzyć ją w twarz czy coś. - oczywiście jest rozbawiony, jednak mi wcale nie jest do śmiechu.
 - Nie mam ochoty o tym rozmawiać. - wzdycham smętnie i napinam mięśnie. Jeśli miałabym komuś wygadać się o swoich problemach rodzinnych, na pewno nie będzie to Jayden.
 - Jak chcesz. - wzrusza ramionami, a ja nieco się rozluźniam - Mówię tylko, że powinnaś była to zrobić. - gromię go spojrzeniem. Nie powinien był tego mówić, a ja nie powinnam o tym wtedy myśleć. Zbyt często obraz obrywającej ode mnie Belli nawiedza mnie w myślach.
 - Nie, to byłoby złe i niewłaściwe.
 - Jak dla mnie złem jest wykorzystywanie siostry. - prycha. Wiem, że ma rację.
 - Po co przyszedłeś? - ciekawość zżera mnie od środka.
 - Już powiedziałem, przechodziłem tamtędy. - mówi beznamiętnie - Codziennie tam biegasz?
 - Tak, to jedno z moich ulubionych zajęć. - uśmiecham się.
 Kelner przynosi nasze zamówienie. Uśmiecha się do mnie przyjaźnie co chętnie odwzajemniam.
 - Często tutaj przychodzisz?
 - Zadajesz mnóstwo pytań.
 - Jestem ciekawy.
 - Dlaczego tak bardzo cię to interesuje? - w odpowiedzi wzrusza ramionami. Patrzy wprost na mnie, a ja nie potrafię utrzymać jego przenikliwego wzroku, więc spuszczam głowię w dół patrząc na napisy na kubku.
 - Przychodzę tu przynajmniej raz w tygodniu. A ty?
 - Co ja? - wydaje się być zaskoczony moim pytaniem.
 - Co lubisz robić i jakie jest twoje ulubione miejsce?
 - Imprezować i nie mam swojego ulubionego miejsca.
 Rozmawiamy tak przez następną godzinę. Nie wiele dowiaduję się o jego życiu. Mówi tylko tyle ile wiem. Rodzice nie mają nad nim kontroli i raczej nie często z nimi rozmawiają. Jade poznał jeszcze w liceum, gdy oboje chcieli pobić Michaela. Ich relację powstały w zadziwiających okolicznościach.
Między czasie przyglądam się jego tatuażom. Ma ich na prawdę dużo. Całe jego umięśnione ręce pokryte są przeróżnymi wzorami. Spod białej koszulki również prześwituje ciemny atrament. Nigdy nie pomyślałabym, że spodobają mi się tatuaże. Zawsze myślałam o nich, że niszczą skórę. Na nim jednak wyglądają idealnie. W jakiś sposób pasują do niego i jego stylu.
 - Bolały?
 - Co?
 - Czy te tatuaże bolały? - mówię wciąż się w nie wpatrując. Kątem oka widzę, że uśmiecha się pod nosem i również na nie spogląda, jakby z dumą.
 - Pierwszy, ale tylko na początku.
 - Co oznaczają? - zanim zdaję sobie sprawę co właściwie robię, moje palce zaznaczają ścieżkę wzdłuż linii każdego rysunku. Są piękne. Najbardziej spodobało mi się oko. Jest takie realistyczne.
 - Nic szczególnego. Po prostu mi się podobają. Tobie chyba też. - śmieje się przyjaźnie. Odrywam rękę z niechęcią. Mogłabym oglądać je całymi dniami jednak nie chcę wyjść na większą wariatkę.

***

 - Sophie pospiesz się, za chwilę wychodzimy! - krzyczy moja mama. Wzdycham z rezygnacją i rozpuszczam rude włosy, które jeszcze przed chwilą ułożone były w coś na kształt koka. Teraz sterczą niesfornie na wszystkie strony. Dobrze, że zdążyłam chociaż je wyprostować. Nie mam czasu na żadne poprawy, dlatego też pozostaję w długiej, czarnej sukience wieczorowej i bez makijażu. Mam ją na sobie od piętnastu minut, a już tęsknię za moimi wytartymi jeansami i luźnymi koszulkami. Jest zbyt ciasna w dekolcie i zdecydowanie za luźna w biodrach. Pożyczyłam ją od Belli, bo moja jedyna wieczorowa kreacja została przeze mnie porzucona w śmietniku za domem. Niestety, na bankiet nie mogłam iść ubrana ''jak ja''. Postanawiam trochę zaryzykować i zamiast zabójczych szpilek wkładam czarne trampki. Nie widać ich spod materiału sięgającego ziemi, a rodzice będą zbyt zajęci ignorowaniem mnie by to zauważyć. Pakuję do torby strój na zmianę i wychodzę z pokoju. Mama w salonie wiąże ojcu krawat, a Bella biega od lustra do lustra oglądając się ze wszystkich stron. Po chwili patrzy na mnie, a na jej twarz wpełza grymas. Lustruje mnie od góry do dołu.
 - Droga siostro, radzę ci wyciągnąć skarpetki ze stanika. Wyglądasz jakbyś miała zamiar świecić biustem przed wszystkimi zebranymi.  - Nikczemny uśmiech przemyka przez jej twarz gdy matka spogląda na mnie gniewnie.
 - Sophie, proszę cię nie rób z siebie pośmiewiska. Wyciągaj to ze stanika, cokolwiek tam masz.
 - Nic nie poradzę, że Bela ma mniejsze cycki niż ja, za to większą dupę. - Warczę wkurzona.
 - Sophie, Anne Cyrus cóż to za język! - wrzeszczy oburzona matka - Masz natychmiast przeprosić mnie i swoją siostrę! Co w ciebie wstąpiło dziewczyno!
 - Myślę, że to przez jej towarzystwo matko. - odzywa się czerwona ze złości Bella.
O nie, tylko nie to.
 - Jakie towarzystwo?
 - Nie chwaliła ci się? Ma nową przyjaciółkę. Dziewczyna z naszej szkoły. Kompletny odmieniec i odludek, jak nasza Soph z tą różnicą, że tamta ma kolorowe włosy, piercing i mnóstwo tatuaży.
 Mam ochotę ją zabić, przysięgam. W myślach znów ją uderzam, tylko tym razem z pięści.
 - O mój... George proszę powiedz coś! - Wygląda jak opętany burak.
 - Nie mamy czasu na bzdety, idziemy Matildo. - ojciec tak bardzo jak nie lubi mieszać się w nasze kłótnie, tak nienawidzi się spóźniać. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy ku piekłu.


Nie znoszę tych sztywnych imprez. Ciągle muszę z kimś rozmawiać, uśmiechać się do nieznajomych, mówić im kim jestem, choć doskonale znają moich rodziców. Po prostu nikt nie pamięta o ich brzydszej, mało towarzyskiej córce. A wszystko to dopełnia koszmarna muzyka klasyczna w tle.
Postanawiam napisać do Jaya. Minęło kilka dni od naszego ''zawieszenia broni'' i od tamtego czasu go nie widziałam. Wciąż nie wiem co o nim myśleć. Nasza znajomość nie zaczęła się zbyt dobrze, wiem, że nie jest zbyt przyjaźnie nastawiony do ludzi ''takich jak ja''. Nie usprawiedliwia to jednak jego zachowania. Jest bardzo tajemniczy. Fakt, iż nie wiem o nim zbyt wiele i sam niechętnie opowiada o sobie, sprawia, że mam co do niego mieszane uczucia. Gdyby nie miał nic na sumieniu nie ukrywałby tak wielu spraw. Gdy byliśmy na kawie kilka dni temu, nie odpowiadał na pytania związane z jego dzieciństwem, rodziną, czy czasem wolnym. Nie spotykamy się. Jedynie piszemy do siebie od czasu do czasu wymieniając kilka śmiesznych zdań, które przeważnie polegają na jego wychwalaniu siebie i na moim wyśmiewaniu go. Wspomniałam mu wcześniej, że wybieram się na ten tragiczny zlot sztywniaków.
 - Czy to mały rudzielec Sophie Cyrus? - dobiega do mnie głos, przez który od pewnego czasu robi mi się niedobrze. Odwracam się na pięcie i z przykrością stwierdzam, że jednak mam dobry słuch. Przede mną stoi Ethan Moods, niegdyś mój przyjaciel, teraz jeden z pupilków mojej siostry. Niewiele wyższy ode mnie brunet o opalonej skórze z nienagannie piękną twarzą. Nic się nie zmienił. Moja siostra wciąż opowiada o jego wielkiej karierze w świecie mody. Kiedyś chciał zawodowo grać w piłkę nożną, ale odkąd zaprzyjaźnił się z dzieciakami, których niegdyś obrzucaliśmy jajkami, zmienił się nie do poznania.
 - Ethan. - witam go chłodno. Na prawdę nie mam ochoty walczyć jeszcze z nim. Wystarczająco dołujący jest fakt, iż mam na sobie tą sukienkę i muszę tutaj być jeszcze przez jakieś 4 godziny.
 - Dziwi mnie twoja obecność tutaj. Czyżby twoja przyjaciółeczka dostrzegła jak nudna jesteś? - szydzi ze mnie.
Odwracam wzrok. Nie wiem jak bardzo muszę go znienawidzić, aby wszystkie obelgi z jego strony przestały ranić moje serce. Przyjaźniliśmy się przez kilka lat i skłamałabym mówiąc, że nie były one najwspanialszym okresem mojego życia. Ethan, Maisy i Bella byli mi najbliżsi. Bardzo ich kochałam.
 - Będziesz płakać? Mała Soph popłacze się i pobiegnie do braciszka! - śmieje się.
Oddycham z ulgą gdy mój telefon sygnalizuje połączenie przychodzące.
 Jayden.
Znów mnie ratuje. Zaczynam lekko panikować. Nie rozmawiałam z nim od dnia, w którym wszystko się wyjaśniło. Ostatni raz zerkam na Ethana i oddalam się, najdalej jak tylko mogę. Odbieram i trzęsącą się ręką przykładam telefon do ucha.
 - Cześć. - słyszę proste przywitanie.
 - Hej - mój głos drży.
 - Myślisz, że możesz się stamtąd wyrwać ? - pyta, czym mnie kompletnie zaskakuje. Czy mogę? Rozglądam się po ogromnym pomieszczeniu pełnym ludzi w garniturach i kolorowych sukniach. Nikt zdaje się nie zwracać na mnie uwagi.
 - Chyba tak.
 - Świetnie, bo czekam na ciebie przy wejściu. - rozłącza się.
Co?! Panikuję. Nie spodziewałam się, że tutaj przyjedzie, owszem, wspominał o tym, ale byłam kompletnie przekonana, że żartuje. Nie chcę, aby pomyślał, że nie przyjdę, więc pospiesznie zabieram torbę z krzesła i idę w kierunku drzwi. Gdy docieram na zewnątrz owiewa mnie przyjemny chłód. Napawam się tym uczuciem przez kilka chwil. Tam było tak duszno...
 - Zamierzasz iść ze mną na imprezę, czy będziesz tak stała jak kompletna wariatka? - słyszę śmiech chłopaka, który sprowadza mnie na ziemię. Przewracam jedynie oczami i idę w jego kierunku. Widzę, że skanuje mnie wzrokiem od stóp do głów.
 - Co ty masz na sobie? - nie jest rozbawiony, głos ma raczej spięty.
 - Nie dołuj mnie jeszcze ty, dobrze?
Nic nie mówi tylko wsiada na miejsce kierowcy, a ja zajmuję fotel obok.
 - Masz zamiar się tak pokazać w klubie?
 - Myślałam, że jedziemy do Michaela? - miałam nadzieję, ze przebiorę się w jego domu.
 - Nie, jedziemy do klubu, a ty nie pójdziesz tam ze mną w tym.
 - Więc nie jadę. - mówię stanowczo. Wolę oszczędzić sobie wstydu. - Cholera, nie mam kluczy od domu, a rodzice zapewne zostaną w tym hotelu do jutra. - jęczę zrozpaczona. Jay ponownie się ze mnie śmieje, na co klepię go w ramię.
 - Masz w tej torbie jakieś rzeczy na zmianę?
 - Ta, ale i tak nie mam gdzie się przebrać.
 - Możesz to zrobić tutaj.
 - Tutaj? W samochodzie? - chyba oszalał - Żeby wszyscy mnie widzieli? Nie, dzięki resztki godności zachowam na później.
 - Przecież szyby są przyciemniane, do tego mamy noc, a ulice w tej dzielnicy są o tej porze niemal puste.
 - A ty nadal jesteś tutaj.
 - Nie będę patrzył.
 - Nie, zatrzymaj się i wysiądź, a ja się przebiorę. - mówię stanowczo.

2 komentarze:

  1. Mega rozdział...tylko szkoda, że taki krótki,....czekam na NN
    I tobie tez zycze weosłych swiat szczesliwego nowego roku i spelnienia marzen <3

    Zapraszam do mnie na bloogaaa -http://never-ending-love-fanfiction.blogspot.com/
    Milo bd jak tez bd komentowac i zostaniesz jego czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widziałam tw bloga na fb i dodałam do zakładek xoxo chętnie poczytam twoje opowiadanie i postaram się komentować xDD tak jak ty komentujesz moje :) xoxo

      Usuń

Zostawiając komentarz bardzo mnie motywujesz :3