sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 3


 - Dzień dobry, Śpiąca Królewno. - głos mojego brata dobiega z kuchni. Głowa boli mnie niemiłosiernie, jakbym miała największego kaca w historii ludzkości. Oczywiście ze względu na fakt, iż wczoraj nie piłam żadnego alkoholu, wina spada na miliony myśli przelatujących przez moją głowę. Wczorajszy nadmiar emocji źle się odbił na moim zdrowiu fizycznym i psychicznym, nie zawsze bowiem ktoś doprowadzał mnie do złości, strachu i poczucia winy w tak krótkim czasie. Dołączam do niego, jedzącego płatki, co swoją drogą było nieco dziwne, bo Will ma już 25 lat i wydaje mi się, że jest na to nieco za stary. Oczywiście nie obyło się bez wytknięcia mu tego.
 - Nikt nie jest za stary na płatki, zwłaszcza ja. - odpyskowuje  i prostując się na krześle posyła mi piorunujące spojrzenie. - Gdzie wczoraj byłaś?
 - Mówiłam, byłam z koleżanką. - rzucam wymijająco.
 - To wiem, ale gdzie dokładnie byłaś i z kim? - kładzie nacisk na słowa ''gdzie'' i ''z kim''. Wiedząc, że nie zamierza odpuścić poddaję się z westchnięciem.
 - Byłam na imprezie ze znajomymi. - mruczę cicho pod nosem. Wiem, że usłyszał, bo wciąga głośno powietrze do płuc, a po chwili wypuszcza je, zawsze tak robi gdy nie chciał się za bardzo zdenerwować. Cóż, sądząc po jego reakcji, nie za bardzo mu to pomogło.
- Na jakiej znowu imprezie? To po to cię kryłem przed matką i ojcem? Żebyś ty chodziła po nocy bóg wie gdzie i z kim?! - ryknął, gwałtownie wstając od stołu. Pod wpływem jego nagłego ruchu, krzesło przewraca się z trzaskiem, a ja wzdrygam się i momentalnie kulę, zwieszając głowę z poczuciem winy.
 - To nie tak. Byliśmy w domu kolegi, spotkaliśmy się z kilkoma znajomymi, to tyle. Przysięgam. - tłumaczę nerwowo. Znam swojego brata i wiem jak łatwo wyprowadzić go z równowagi. W liceum nie był świętoszkiem, korzystał z pieniędzy rodziców i wszelkich przywilejów i wie, jak wyglądają takie ''domowe spotkania'', dlatego też mi nie uwierzył.
 - I co? Graliście w warcaby, karty, a może w gry planszowe? - drwi chodząc po kuchni z obłędem w oczach.
 - Och, daj spokój, ty będąc w moim wieku chodziłeś na imprezy. - wytykam.
 - Dlatego wiem co oznaczają takie wypady. Zaczyna się niewinnie kieliszek-dwa, a potem nie widzisz końca. Alkohol i narkotyki wyżerają twoje ostatnie, szare komórki, a gdy się budzisz jest już za późno, nie masz nic i żałujesz wszystkiego co się wydarzyło. Zrozum, nie chcę abyś popełniła moje błędy! - mówi z troską w głosie.
 - Masz rację, nie popełnię twoich błędów, popełnię własne, dzięki którym nauczę się jakie jest życie.
- Ty i to twoje cholerne, filozoficzne podejście. Zamiast posłuchać mnie, ty wolisz, kurwa, cierpieć, bo chcesz ''nauczyć się życia''. Żeby było jasne, nie mam zamiaru kryć cię przed rodzicami, abyś ty mogła niszczyć sobie życie, przez pierdolone imprezy! Do Belli już nie dotrę, ale nie chcę aby moja najmłodsza siostra skończyła jako pierdolona pijaczka, albo dziwka bez szkoły i perspektyw! - moje oczy podwoiły swoje rozmiary na dobór jego słów. Jestem w szoku, ponieważ nigdy wcześniej do mnie nie przeklinał, nigdy. Może mi tłumaczyć co jest złe, może wytykać błędy, ale na pewno nie zrobi ze mnie kompletnej idiotki, nie znającej podstawowych zasad moralnych! Mam swój rozum do cholery!
 - Nie masz prawa tak o mnie mówić! Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, że nigdy nie dopuściłabym do takiej sytuacji! - wrzeszczę.
Rani mnie fakt, że do żadnego innego członka naszej rodziny nie odzywał się aż tak chamsko, pomijając kłótnię podczas której był pod wpływem środków odurzających, ale to inna historia. Do oczu napływają mi łzy. Mój straszy brat zawsze mnie rozumiał, trzymał moją stronę i byłam dla niego najważniejszą osobą w życiu. Dlatego taka nagła kłótnia i jego ostre słowa wywołują u mnie smutek i płacz. Will to zauważa i przyciąga mnie do siebie w przepraszającym uścisku.
 - Nie płacz siostrzyczko, nie chciałem żeby to tak zabrzmiało - mówi ze skruchą.  - Martwię się o ciebie, nie chcę żeby coś ci się stało. - Kiwam głową i wtulam się w jego tors. William jest wysoki i muskularnej budowy, dzięki czemu z łatwością chowa mnie w swoich ramionach. Płaczę przez kilka kolejnych minut. Gdy się uspokajam, siadamy przy stole aby porozmawiać na spokojnie.
 - Gdzie to się odbywało? - przygryzam z nerwów wargę. Powinnam mu powiedzieć, że byłam w najniebezpieczniejszej dzielnicy Phoneix? A może ominę prawdę aby znów go nie rozzłościć?
 - U znajomego mojej koleżanki ze szkoły. - jest to prawda, ale pomijająca szczegóły.
 - Kto to był? Sophie konkretnie proszę. - wiem, że bardzo się stara nie wpaść znów w furię.
 - Nazywa się Michael Clifford - tyle wywnioskowałam po tym jak nazwał go koleś, który mnie zaczepił - A ona Jade.
 - Okej, dziękuję ci. Gdzie mieszka ten Michael?
 - Nie mógłbyś już zakończyć przesłuchania? To znaczy, rozumem, że się o mnie martwisz, ale  zaufaj mi tak, jak to było do dziś. - niemal błagam.
 - Okej, niech będzie. - poddaje się, a mnie zalewa fala ulgi. Wiem, że jest niezadowolony ze swojej niewiedzy, ale tak będzie najlepiej. Oszczędzam mu niepotrzebnych nerwów i sobie kłopotów. Jestem pewna, że gdyby się dowiedział, zabroniłby mi spotykania się z nowymi i w sumie jedynymi znajomymi.
 - Muszę już iść. W domu czeka na mnie kupa nauki. - nie mogę ukryć swojego niezadowolenia na myśl, spędzenia kolejnej soboty zakuwając materiały klas trzecich, aby odrobić zadania Belli.
 - Okej, ale uważaj na siebie i obiecaj mi, żadnych więcej imprez. - podchodzę do moich butów pozostawionych przy drzwiach wyjściowych i zaczynam walkę z zakładaniem ich, co zawsze było wielkim wyczynem.
 - Will, mam siedemnaście lat, nie mogę ci tego obiecać. To jest wiek, w którym dzieciaki szaleją na domówkach.  - muszę mu to uświadomić, nie mogłabym go okłamać. - Ale obiecam ci, że będę na siebie uważać. - dodaję szybko, widząc jego piorunujące spojrzenie. - Do zobaczenia. - całuję jego policzek i szybko wychodzę z mieszkania zanim wybuchnie.
   Gdy wychodzę z mieszkania czuję ulgę. Gdybym została tam kilka minut dłużej, Will zacząłby przesłuchanie, nie mogłabym go okłamać, bo zna mnie zbyt dobrze. Zaraz zauważyłby jak wycieram spocone dłonie o spodnie, jak unikałabym jego wzroku. Fakt, iż zna mnie na wylot czasami jest naprawdę przydatny, gdy przychodziłam do niego z płaczem, on wiedział co się dzieje, nie musiał pytać, po prostu wiedział i mnie pocieszał. Nazywał to instynktem starszego brata. Ale w tym momencie nie byłoby mi to rękę.
    Nie chce mi się czekać na windę, a przegapiłam już poranną przebieżkę, dlatego też zbiegam ze schodów jak najszybciej. William mieszka niemal w centrum, dzięki czemu z łatwością zatrzymuję taksówkę i podaję kierowcy swój adres. Podczas jazdy dzwoni mój telefon więc odbieram bez patrzenia na ekran.
 - Sophie, o której zamierzasz wrócić do domu? - słyszę zdenerwowany głos mojej mamy. Biorę głęboki oddech aby się nie zdenerwować ponownie. Przyzwyczaiłam się, że gdy dzwonią rodzice, nie słyszę żadnego przywitania.
 - Już jadę, za jakieś piętnaście minut powinnam być na miejscu. - mówię najspokojniej jak potrafię.
 - Mam nadzieję, musimy porozmawiać o twoim wczorajszym spóźnieniu młoda damo.
Wywracam oczami choć nie może tego zobaczyć.
 - To nie była moja wina matko, budzik mi nie zadzwonił, a kluczyki jakimś sposobem znalazły się w lodówce. - nie wiem po co jej to mówię, skoro już wiem, że mi nie uwierzy. Może liczę na cud?
 - Och, proszę cię, Sophie nie bądź dziecinna i nie opowiadaj bajek. Może jeszcze mi powiesz, że same tam poszły? - teraz niemal wrzeszczy. Przyłapuję się na podśmiewaniu z jej czerwonej twarzy gdy się zdenerwuje. Wygląda wtedy jak burak. Jestem pewna, że teraz jest niesamowicie wkurzona. I dobrze.
 - Porozmawiamy w domu matko - wzdycham i rozłączam się nie czekając na jej odpowiedź i wybucham śmiechem na podsuwane przez moją pamięć wspomnienia matki, całej czerwonej ze złości i jej drgającą brew. Kierowca zerka na mnie podejrzliwie, ale nic nie mówi, uśmiecha się pod nosem i kręci głową rozbawiony. Na pewno słyszał moją matkę, bo ona postanowiła wydzierać się na cały głos. Wygląda na miłego pana w średnim wieku z łysiną i grubym wąsem pod nosem.
   Gdy docieram pod swój dom, płacę należną sumę i udaję się do apartamentowca.
Już w progu drzwi domu dopada mnie rozzłoszczona matka i rozbawiona Bella. No tak, gdyby nie ona, mama nawet by nie pamiętała o całym incydencie.
 - Masz szlaban młoda damo! Jak mogłaś spóźnić się na lekcje? Co ci po głowie chodzi dziewczyno? Chcesz nam wstydu narobić?
 - Przecież spóźniłam się tylko pięć minut dlaczego robisz z tego nie wiadomo jak wielką sprawę?
 Widząc zmieszanie matki, Bella postanawia wtrącić swoje dwa grosze.
 - Teraz to pięć minut, a potem kto wie! Może w ogóle nie przyjdziesz na lekcje! - dolewa oliwy do ognia. Moja mama zdaje się wierzyć, że to co mówi, jest prawdą i już się nie waha.
 - Masz szlaban. Na cały tydzień. Zabieram laptopa i żadnych wypadów do Willa.  - oznajmia surowym tonem. Nie może mówić tego poważnie. Trafiła w mój czuły punkt. Jest świadoma, iż wizyty u Willa są dla mnie niezwykle ważne. Widzę triumfalny uśmieszek Belli i wiem, że w tym momencie nienawidzę jej jak nigdy dotąd.
- Nie możesz! - krzyczę, ale jej mina pozostaje niewzruszona. Kręcę głową i ze łzami w oczach biegnę do pokoju. Po jako takim uspokojeniu się i przemyciu opuchniętej od płaczu twarzy, przebieram się w czarne rurki i biały top, włączam muzykę i zasiadam przy biurku.
 Spędzam przy nim całe południe ucząc się do zbliżającego się sprawdzianu. Gdy czuję, iż mój żołądek domaga się jedzenia, wychodzę z pokoju i zmierzam w stronę kuchni. Zatrzymuję się jednak, gdy słyszę głos siostry dobiegający z salonu. Najciszej jak potrafię, podchodzę do wejścia i widzę, ze rozmawia przez telefon. Pewnie z jedną ze swoich przyjaciółek.
 -...raczej nic ciekawego się nie wydarzyło. Chociaż wczoraj pod szkołą zaczepił mnie jakiś koleś. Wyglądał jakby z więzienia wyskoczył. Ten ubiór i tatuaże. Ciało miał niezłe, ale wciąż był przerażający. Wyobraź sobie, że podszedł i pytał o jakąś dziewczynę w czerwonych włosach! Jakbym była pieprzoną informacją!- osoba z którą rozmawia, krótko komentuje to wydarzenie i po chwili Bella kontynuuje - Oczywiście, że pokazałam mu gdzie jest jego miejsce. - śmieje się wrednie. Mi raczej nie jest do śmiechu, bo mam sto procent pewności, że tym chłopakiem był Jayden! Teraz już rozumiem dlaczego tak się na mnie uwziął. Przecież ja i Bella wyglądamy niemal identycznie! Pomijając ubrania jesteśmy jak dwie krople wody. To ona była dziewczyną, o której wspomniał Michael, to ona wkurzyła Jaydena! Znając możliwości mojej siostry, nie dziwie się Jaydenowi, że miał zszargane nerwy cały dzień. Szybko wracam do swojego pokoju i wybieram numer Jade.
 - Jade? Mogę cię o coś prosić? - mówię drżącym głosem, gdy dziewczyna odbiera po kilku sygnałach.
 - Jasne, Soph cy coś się stało? - wyraźnie jest zmartwiona.
 - Nie po prostu...  - no dalej, powiedz to, motywuję się w myślach - Potrzebuję numer Jaya.
 - Jaydena? - jest zaskoczona, nie dziwię się, ostatniego wieczoru nieomal się pozabijaliśmy, a ja teraz proszę o jego numer.
 - Tak, chciałabym się z nim pogodzić, wczoraj trochę się pokłóciliśmy i chcę to naprawić.
 - Och, no to dobrze się składa... - może mi się wydaje, albo ona coś ukrywa.
 - Co jest Jade, powiedz mi. - żądam.
 - Jay jest w drodze do ciebie, kazałam mu cię przeprosić, bo zachował się jak dupek.
 - Co? - jestem gotowa aby porozmawiać z nim przez telefon, ale czy wytrzymam spotkanie oko w oko?
 - Przepraszam, naprawdę chciałam dobrze. Pomyślałam, że teraz gdy będziesz częścią naszej paczki, powinniście zakopać topór wojenny. - jest mi miło i niedobrze w tym samym momencie. Cieszę się, że chcą się ze mną zaprzyjaźnić, ponieważ ja także ich lubię, a denerwuję się, bo nie wiem jak potoczy się rozmowa z Jaydenem. Może mi on nie uwierzyć w opcję ze złą siostrą bliźniaczką.
 - Okej, nie ma sprawy. Dziękuję ci.
Po usłyszeniu krótkiego ''Pa'' rozłączam się i na trzęsących się nogach zmierzam w kierunku drzwi frontowych. Pospiesznie wkładam przechodzone trampki, kiedy słyszę głos Belli.
 - Wiesz, że masz szlaban?
 - Wiem, idę do biblioteki po materiały do nauki. - rzucam pierwsze co mi wpadło do głowy.
 Bells nic nie mówi tylko z zadartą głową odwraca się i wchodzi z powrotem do salonu. Cieszę się, że nie próbuje mnie zatrzymać, bo Jayden będzie tu lada chwila, a nie chcę aby siostra go zobaczyła. Powiedziała by mamie z kim się zadaję, a ta uziemiła by mnie do końca mojego życia. Nie, dziękuję nie skorzystam.
Wchodzę do windy i naciskam przycisk ''0''. Denerwująca muzyczka z każdym piętrem wydaje się być coraz głośniejsza. W końcu słyszę zbawienny dzwonek i wychodzę przez drzwi. Zderzam się z czyjąś niewiarygodnie wielką i twardą klatką piersiową, a gdy patrzę w górę, spotykam orzechowe oczy i idealnie wystylizowane włosy.
Jayden.



3 komentarze:

Zostawiając komentarz bardzo mnie motywujesz :3