środa, 19 listopada 2014

Rozdział 1

    Przekraczam próg szkoły, pięć minut po dzwonku. Biegnę do klasy jak oszalała. Nie wierzę, ona znów to zrobiła! Jestem pewna na sto procent, że Isa schowała moje kluczyki od auta i wyłączyła budzik, jak inaczej wyjaśnić kluczyki samochodowe w lodówce? Przysięgam, ta dziewczyna chce aby mnie wyrzucili ze szkoły.  Może i z wyglądu byłyśmy łudząco podobne, jednak z charakteru byłyśmy jak piekło i niebo. Zatrzymuję się pod odpowiednią salą i z ostatnim głębokim oddechem delikatnie pukam w drewniane drzwi, po czym wchodzę do środka.
 - Można? - pytam skuszonym tonem.
 - Nie, wiesz gdzie się zgłosić. - rzuca zgryźliwie nauczycielka historii. Nie to żeby mnie nie lubiła, ale powiedzmy, że do nikogo nie żywiła pozytywnych uczuć. Z westchnieniem kieruję się pod gabinet dyrektor Jones. Chodzę do jednej z najlepszych, prywatnych szkół w stanie więc muszą trzymać dyscyplinę, ale żeby za spóźnienie od razu odsyłać do dyrektorki? Że też ta kobieta nie ma nic lepszego do roboty.
Na ławkach obok jej drzwi siedzi już kilku uczniów. Chłopak z podbitym okiem i koleś, z którym prawdopodobnie się pobił, oraz dziewczyna w czerwonych włosach i kolczykiem w dolnej wardze. Siadam po jej stronie, bo chłopcy wyglądają jakby znów mieli się na siebie rzucić. Spędam tam kolejne czterdzieści minut czekając na swoją kolej.

Aktualnie w gabinecie pani dyrektor siedzą dwa walczące koguty. Uśmiecham się pod nosem na swoje porównanie. Muszę dziwnie wyglądać śmiejąc się do siebie pod nosem, bo czerwonowłosa spogląda na mnie ciekawie. Spuszczam zawstydzona wzrok. Dzwoni dzwonek, a ciszę panującą do tej pory, przerywają rozmowy i trzaskanie szafek. Zauważam swoją siostrę idącą w moim kierunku. Jej usta rozciągnięte są w podstępny uśmieszek. Teraz mam pewność, że to jej sprawka.
 - Co się stało Soph? - pyta z udawaną troską.
 - Zaspałam. - odpowiadam wzruszając ramionami.
 - Och, jak to mogło się stać? - tylko głupi nie skapnąłby się, że tak naprawdę chce powiedzieć: ''Ups, to ja wyłączyłam ci budzik, ale wcale nie jest mi przykro''.
 - Ja także się zastanawiam. -prycham.
 - No nie ważne, tylko nie zapominaj o mojej pracy domowej.
 - Jakbym śmiała.
Na moje szczęście posyła mi jeden ze swoich sztucznych uśmiechów i kręcąc ohydnie biodrami, ukrytymi pod karygodnie krótką spódniczką, odchodzi w swoim kierunku. Oddycham z ulgą.
    Nie odbierajcie jej źle, Bella może i jest zakochaną w sobie egocentryczką i nic dla niej nie ma wartości oprócz jej samej, ale nie zawsze taka była. Kiedyś byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, przykładnymi siostrami. Bawiłyśmy się razem, uczyłyśmy się jeździć na rowerze, razem przeżywałyśmy pierwsze rozstania. Bells i Soph przeciwko światu. Zmieniła się na początku liceum. Gdy zaprzyjaźniłyśmy się z Daisy i Ethanem. Bella w pewnym momencie od tak zaczęła ich nienawidzić. Unikała nas, zaprzyjaźniła się ze szkolną elitą, boską świtą, a nas uznała za nic nie wartych. A potem? Pomimo jej drwin i wytykania palcami, zdołała ich za sobą pociągnąć. Moi jedyni, najlepsi przyjaciele przeciwko mnie. Dlaczego? To była jej pierwsza gra. Od tego się zaczęło.
 - Moje zadanie też zrobisz? - usłyszałam drwinę. Odwróciłam się w stronę płomiennowłosej.
 - Słucham?
 - Dajesz sobie wejść na głowę. - wzrusza ramionami nieznajoma. Teraz gdy mam okazję przyjrzeć się jej twarzy, mogę stwierdzić, że jest ładna. Ma duże błyszczące, zielone oczy, zgrabny nos i pełne usta ukryte pod krwiście czerwoną pomadką. Nie mogę ukryć zdziwienia, gdy dostrzegam jak dużo ma tatuaży. Jej ręce pokryte są tak zwanymi ''rękawami'', a zza rozpiętego kołnierza również dostrzegalny jest czarny tusz. W tej szkole nie można ich mieć. Nie wiem, co ta dziewczyna zrobiła, że jeszcze jej nie wyrzucili.
 - To chyba moja sprawa. - nie lubię, gdy obcy wypytują mnie  moje relacje z rodziną.
 - Masz rację, ale i tak uważam, że twoja siostra to suka. - Nie wiem w jaki sposób, ale ta dziewczyna czyta mi w myślach i nie boi się wymówić ich na głos, w przeciwieństwie do mnie.
   Nie mogę się powstrzymać i parskam śmiechem, a nieznajoma wtóruje mi.
 - Ta, może trochę nią jest. - jak bardzo wierzę w powrót mojej ''dawnej'' siostry, tak teraz muszę przyznać dziewczynie rację.
 - A ja jestem Jade. - wyciąga w moją stronę dłoń, którą z ochotą ściskam.
 - Sophie. - po chwili ciszy dodaję: - Za co cię wezwali?
 - Wagary. - rzuca od niechcenia. Otwieram szeroko oczy.
 - A ja myślałam, że to ja mam przechlapane.
 - Dzięki - zaśmiała się. - Ty zaspałaś tak?
 - Ta, jak widać moja siostra to straszna... -już mam powiedzieć coś obraźliwego, na szczęście w ostatniej chwili się powstrzymuję. Nie powinnam nic o niej mówić, ta szkoła miała oczy i uszy, Bella od razu by się dowiedziała.
 - Wiesz, dziś jest fajna impreza u mojego kumpla. Może wpadniesz?
 - No nie wiem - przerywam jej nie chcą aby kończyła - Mam dużo pracy domowej...
 - Daj spokój, jest piątek, należy ci się.
 - Okej. - w sumie, w tym tygodniu pracowałam jak wół za dwóch, więc tak, należy mi się.
 - Świetnie, daj mi swój numer wyślę ci szczegóły.
   Zdążyłam tylko wpisać swój numer w jej czarnego iPhone'a, bo przyszła jej kolej na wejście do gabinetu dyrektor Jones.
    Godzę się na to wyjście tylko i wyłącznie dlatego, że nie chcę spędzać kolejnego weekendu w towarzystwie Belli - wiecznie uprzykrzającej mi życie i rodziców narzekających na mnie.


***


    Wchodzę do domu zaraz za moją siostrą. Już w progu czuję okropny zapach znienawidzonej przeze mnie ryby. Fuj. Przechodzę przez hol i zaglądam do kuchni. Moja mama przyrządza własnie rybę po grecku słuchając opowieści Belli o dzisiejszym dniu. Wchodzę do pomieszczenia w momencie gdy mama pyta Bellę o ostatni referat z angielskiego.
 - Jak ci poszło to wypracowanie  skarbie? - pyta z czułością, a mnie aż mdli na dźwięk tego przesłodzonego głosiku mamy.
 - Świetnie, jak zawsze dostałam wielkie sześć!- piszczy podekscytowana Bella.
Ciekawe kto ci go napisał. Drwię w duchu. Oczywiście, że moja siostra nie kiwnęła palcem na ten referat. Nawet ja się za nią podpisałam. Gdybym napisała tam, że jest małpą, a jej oddech z rana jest jak opary radioaktywne- nawet  by się nie zorientowała, bo i tak tego nie przeczyta. Taka właśnie jest Isabella Cyrus- lubi się wymądrzać, przechwalać, ale na pewno nie przemęczać.
    Podchodzę do lodówki i wyciągam z niej kawałek ciasta czekoladowego.
 - Za chwilę będzie obiad.- mama posyła mi karcące spojrzenie.
 - Nie jestem głodna. - odpowiadam oschle. Jak widać moja własna matka ma mnie gdzieś, nie zapyta jak poszło mi w szkole, co dziś ciekawego się wydarzyło. O nie, jeśli o mnie chodzi to ma wciąż tylko pretensje i cięte uwagi.
 - Nie powinnaś jeść tego ciasta. - dobiega mnie drwiący pisk Belli. Oczywiście, że chodzi jej o moją wagę. Mam 165cm wzrostu przy wadze 58kg.
 - Twoja siostra ma rację. Może zaczęłabyś lepiej się odżywiać?- dodaje moja własna matka!
Nie mówiąc ani słowa zatrzaskuję drzwi lodówki, a kawałek czekoladowego, wspaniałego ciasta, które mnie wzywało już od samego rana, wyrzucam do kosza. Z ostatnim ironicznym uśmiechem kieruję się do swojego pokoju.
 - Co się z tą dziewczyną dzieje? - słyszę jeszcze zrezygnowany głos mamy.
 - Och mamo, sama nie wiem. Próbowałam z nią rozmawiać tyle razy, jednak ona wciąż nie chce słuchać. Dziś trafiła na dywanik pani Jones.
Nie usłyszałam nic więcej, bo trzaskam drzwiami nie chcąc słuchać jaką to złą jestem córką, jak bardzo muszą się za mnie wstydzić. Dzięki, ale mam tego po dziurki w nosie.
    Mój pokój jest niewielki, Szarość ścian idealnie komponuje się z czernią mięciutkiego dywanu i czarno-białymi plakatami przedstawiającymi moje ulubione zespoły. Podchodzę do dużej szafy, wyciągam z niej wygodne dresy i koszulkę.
    Wchodzę do łazienki przyłączonej do pokoju. Biorę szybki prysznic, którego bardzo potrzebowałam. Zakładam ubrania, podłączam słuchawki do iPhone'a i rozkoszując się piosenką ''Monster'' zespołu Skillet, zabieram się za zadania domowe.
 
***

Około godziny dwudziestej odbieram połączenie od nieznanego numeru.
 - Laska wpadnę po ciebie za pół godziny, tylko wyślij mi swój adres! - wita mnie wesoły krzyk dziewczyny, którą dziś poznałam.
 - Co?
 - Jak to co? Impreza jest dziś! Obiecałaś przyjść! I nie przyjmuję odmowy!
 - Ach tak, zapomniałam. Jasne, że idę! - kompletnie zapomniałam o zaproszeniu Jade, jestem bardzo podekscytowana na myśl o poznaniu nowych znajomych i być może zaprzyjaźnieniu się z kimś.
 - Okej. Widzimy się za pół godziny!
   Nie czekając na moją odpowiedź rozłącza się.
    Podchodzę do szafy, a w głowie mam tylko fakt, że zostało mi pół godziny na wyszykowanie się. Niestety nie mam już przyjaciółki, do której mogłabym zadzwonić po modową radę, a Belli nie mam zamiaru o nic prosić.  Noce są bardzo ciepłe ze względu na maj, który oznaczał już upały, więc zakładam krótkie, obcisłe, spodenki i białą, zwiewną koszulkę z wyciętymi dużymi dziurami rękawów, na głowę zarzucam ciemnoszarą beanie z ćwiekami. Nakładam delikatny makijaż nie chcąc wzbudzić podejrzeń rodziców. Do małej torebki wkładam telefon i trochę gotówki. Zerkam na zegarek- jest już 19:25 co oznaczało, że Jade będzie tu za jakieś trzy minuty. Wychodzę z pokoju i przechodzę do salonu, w którym jak podejrzewałam, siedzą rodzice oglądając wieczorne wiadomości.
 - Jadę do Willa.- rzucam na wstępie. Nie mam ochoty, ani czasu bawić się w nieśmiałość czy pytania o pozwolenie.
 - O tej godzinie? - pyta podejrzliwie ojciec unosząc jedną brew.
 - Tak, sam zadzwonił czy nie chcę wpaść do niego na noc, więc jadę.
 - No dobrze zaraz do niego zadzwonię i zapytam czy faktycznie tak było. - spogląda na mnie wzrokiem lepiej-się-przyznaj.
Dyskretnie wywracam oczami. Oczywiście, oni i ta ich podejrzliwość oraz brak zaufania wobec mnie.
 - Okej, ale to zupełna stara czasu, bo on tylko potwierdzi moje słowa.
   Nie mówiąc nic więcej wychodzę z mieszkania. Zbiegając po schodach wybieram numer Willa. Jak zawsze odbiera po trzech sygnałach.
 - Cześć siostra, słyszałem, że zaprosiłem cię na noc. - kurde, szybcy są.
 - Witaj najwspanialszy bracie pod słońcem - wołam potulnie.
 - Mam nadzieję, że nie wymykasz się do żadnego chłopaka. -rzuca ostrzegawczo. Starsi bracia i ta ich nadopiekuńczość. Ja nie narzekam. Lepszego brata niż Will nie mogłam sobie wymarzyć. Rozumie mnie doskonale i pozwala na niemal wszystko, a gdy trzeba mnie broić lub kryć- zawsze stoi po mojej stronie. Jestem jego oczkiem w głowie, czasami nawet zachowuje się jak mój ojciec.
 - Nie, umówiłam się z koleżanką na noce wyjście. - Zapewniam uspokajająco.
 - No dobrze, powiedzmy że ci wierzę, ale masz być u mnie przed drugą.
 - Wiesz, że cię kocham?
 - Pff jasne. Baw się dobrze mała.
 - Dzięki Wielki Bro!
 - Ej wiesz, że tego nie...
  Nie daję mu szansy skończyć, bo dostrzegam podjeżdżającą Jade czarnym Range Roverem.
 - Siema laska! Gotowa na noc życia? - woła radośnie gdy zajmuję miejsce pasażera
 - Jak nigdy!
 - No to jedziemy!
Mam wrażenie, że dzisiejsza noc na zawsze zapadnie mi w pamięć.
 Gdy Jade włącza radio nie mogę się powstrzymać i zaczynam głośno śpiewać razem z Kurtem Cobain'em do kawałka ''Smells Like Teen Spirit''. Nie przejuję się zbytnio moim fałszem, bo Jade, która krzyczy razem ze mną, nie brzmi lepiej.

Zapomniałem już dlaczego wciąż  tego kosztuję
Oh tak, wydaje mi się, że to mnie uszczęśliwia
Stwierdzałem to z trudem, było mi ciężko odkryć, że..
No cóż.. nieważne, mniejsza z tym...

Zaśpiewałyśmy razem po czym Jade ścisza radio by wydać z siebie pisk niedowierzania.
 - O mój boże! Ty... I Nirvana... Kurwa kocham cię dziewczyno! - śmieję się na jej słowa, no cóż, ja także jestem podekscytowana faktem, że mamy taki sam gust muzyczny. Widać obie należymy do niewielkiej garstki ludzi, którzy znają i cenią sobie twórczość starych rockowych zespołów.


***

     Po jakiś dwudziestu minutach jesteśmy na miejscu.  Nie mogę ukryć przerażenia tym, że znajdujemy się w znacznie biedniejszej, a przede wszystkim - mniej bezpiecznej dzielnicy. Wnioskuję to po szarych, brudnych budynkach u podstawy pokrytych kolorowym graffiti i grupkach ludzi, którzy wymieniali się czymś, na kształt papierosów i popijali piwo. Dostrzegam nawet jak jakiś koleś przyciska szamoczącą się dziewczynę do ściany.
   Zatrzymujemy się pod jednym z domów na końcu ulicy. Jest niewielki, z wierzchu pokryty ciemnymi deskami. Od reszty domków wyróżniają go jedynie włączone światła i głośna muzyka.
    Nie powiem, że stres mnie nie pożera. No bo, cholera, jestem w nieznanej mi dzielnicy, dookoła jest ciemno i ani jednej żywej duszy.
Wychodzę z samochodu i ruszam za Jade, której ręce zajęte są zgrzewkami piwa. Dzwonię za nią do drzwi, które po chwili otwiera chłopak w zielonych włosach.
 - Cześć Michael! Przyprowadziłam ze sobą moją nową koleżankę! - oboje spoglądają na mnie - To jest Sophie.
 - Hej. - uśmiecham się nieśmiało. Chłopak mierzy mnie badawczym wzrokiem po czym uśmiecha się, na co się rumienię. Ma naprawdę ładny uśmiech. Nie dziwi mnie specjalnie fakt, iż ma wiele tatuaży, na rękach, tak jak Jade. Wyglądają nieźle i pasują do niego. Kolczyk w brwiach również dodaje mu uroku.
 - Wchodźcie, impreza już zdążyła się rozkręcić. - przepuszcza
 nas w drzwiach jak prawdziwy dżentelmen.
    Rzeczywiście, w środku panował spory tłok. W niewielkim przedpokoju stoi kilka osób z plastikowymi kubkami w dłoniach. Pomimo głośnej muzyki swobodnie rozmawiają między sobą, nie muszą nawet krzyczeć by cokolwiek usłyszeć, bo jak podejrzewam, są już przyzwyczajeni do takich klimatów.
 Podążając za Jade i Michaelem trafiam do salonu, w którym również znajduje się wiele osób. Wbrew pozorom nie jest to typowa impreza ''zapraszam całe miasto'', tutaj wszyscy wydają się znać i lubić. Jade przechodząc obok nich wita się z każdym szczerym uśmiechem. Czuję się dziwnie, jakbym naruszała ich prywatność. Patrzą na mnie z zaciekawieniem i podejrzliwością. Na dwóch kanapach pod ścianą siedzi kilka osób do których dołączamy. Jade wita się z nimi i siada obok blondynki. Ja nie wiedząc co ze sobą zrobić nadal soję przed nimi jak kołek.
 - Ah tak, to jest dziewczyna z mojej szkoły, Sophie. Soph to jest : Daisy - wskazuje dziewczynę obok niej -  Michaela już znasz - spoglądam na niego, a on uśmiecha się ciepło - Ten przystojniak obok niego to Justin - przenoszę na niego swój wzrok i nie powiem, Jade miała rację jest przystojny, nawet bardzo. Jednak po jego minie i tym jak na mnie patrzy, wnioskuję, że nie jest zadowolony moją obecnością tutaj. Kompletnie nie wiem o co mu chodzi, ale nie przejmuję się tym zbytnio. - A koleś, siedzący z nosem w telefonie nazywa się Andrew. - chłopak na dźwięk swojego imienia unosi głowę i rozgląda się dookoła, rejestrując co się dzieje. Gdy jego wzrok zatrzymuje się na mnie mierzy mnie powoli i na jego ustach pojawia się szelmowski uśmiech. Ciemne kasztanowe włosy opadają mu na czoło, przysłaniając zielone oczy.
 - Cześć wam. - rzuciłam nerwowo. Nie lubię uwagi skierowanej na moją osobę, a w tym momencie wpatruje się we mnie pięć ciekawskich par oczu. W końcu Michael postanawia przerwać moją męczarnię i proponuje mi miejsce obok siebie. Korzystam z propozycji i siadam między  nim, a niezadowolonym Justinem. O co chodzi temu kolesiowi?
 - Więc, Sophie uczysz się w tej... Samej szkole co Jade? - niezręczną ciszę przerywa Daisy. Wiem, że chciała rzucić jakiś uszczypliwy komentarz na temat naszego liceum.
 - Tak, niestety...
 - ''Niestety'' oznacza, że musisz, a nie chcesz się tam uczyć? - zadaje kolejne pytanie Daisy.
 - Tak, dokładnie.  - wzdycham.
 - To tak jak ja! - krzyczy Jade. - Ojciec powiedział, że jak nie skończę szkoły wyrzuci mnie z domu. I tak przymyka oko na moje oceny. - wzrusza ramionami.
 - Czy możecie przestać gadać o pieprzonej szkole na  cholernej imprezie?! - wybucha Justin. Cała grupa przenosi na niego pytające spojrzenia.
 - Stary  wyluzuj tylko rozmawiamy! - uspokaja go Michael.
 - Idę się napić. - mruczy szatyn i opuszcza nasze towarzystwo. Po chwili wraca z informacją, że wszelki alkohol się skończył i zamierza iść do sklepu aby uzupełnić zapasy. Zanim jednak wychodzi z pomieszczenia zatrzymuje go głos Jade.
 - Świetny pomysł! Przynieś po dwa dla każdego!
 - Nie dam rady wziąć tylu piw na raz geniuszu. - parska opryskliwie. Podejrzewam, że nie był on taki chamski w stosunku do swojej paczki wcześniej. Jego przyjaciele są kompletnie zdezorientowani jego zachowaniem.
 - Pomogę ci. - patrzą na mnie zdziwieni, ale największe zaskoczenie widzę na twarzy Justina. Cóż, jeśli ma ze mną jakiś problem, a ewidentnie jego zachowanie na to wskazuje, chcę to z nim wyjaśnić. Nie wiem dlaczego od razu zapałał do mnie niechęcią, przecież nawet mnie nie zna. Co z tego, że nie mam żadnych tatuaży, ani kolczyków czy glanów jak jego znajomi? Bo nic złego mu nie zrobiłam, pierwszy raz w życiu go widzę więc ta opcja odpada. Czy to że wyglądam ''inaczej'' niż osoby, które zna, przesądziło o jego postawie wobec mnie? Tego nie wiem, ale miałam zamiar się dowiedzieć.
 - Jak chcesz. - rzucił i nie czekając na mnie zniknął za drzwiami.




Jeśli gdzieś mieszają się czasy to przepraszam. Pierwotnie było pisane w czasie przeszłym, a teraz zmieniam szybko na teraźniejszy xD
Liczę na wasze szczere opinie, bo to moje pierwsze opowiadanie ;)

2 komentarze:

Zostawiając komentarz bardzo mnie motywujesz :3